Rowerem dookoła Tatr i nie tylko

Poniedziałki po długich weekendach chyba są jednymi z gorszych dni w roku, w których myśli krążące wokół zapisanych w pamięci przeżyć  odpływają w stronę codziennych spraw i obowiązków. Co więcej, pustki na koncie po udanym odpoczynku wcale nie poprawiają sytuacji, a my musimy brać się do roboty, aby przy kolejnej okazji móc zorganizować sobie równie udany wypad. Mam nadzieję, że wszystkim majówka się udała i wróciliście w jednym kawałku. W tym roku udało mi się  nieco przedłużyć  weekend i ruszyć w trasę już 25 kwietnia, powrót natomiast został zaplanowany na 3 maja. Po odliczeniu czasu potrzebnego na logistykę zostało 7 dni czystej jazdy po malowniczej Słowacji, która bardzo przypadła nam do gustu. Przywitała ona nas nie tylko przepięknymi pejzażami napotykanymi poza miasteczkami, ale również bardzo smacznym piwem i kuchnią, którymi można było się delektować w centrach miasteczek gdzie przechadzały się słowackie piękności;).

Po polskiej stronie:

Po opuszczeniu autokaru i odebraniu bagażu zostaliśmy otoczeni ekipą hotelowych naganiaczy oferujących noclegi. Po krótkiej rozmowie z całkiem przyjazną kobietą udało nam się ustalić cenę oraz lokalizację noclegu. W piątkowe popołudnie Zakopane przywitało nas nienapawającą optymizmem pogodą. Idąc z kartonami na plecach w stronę pensjonaciku słyszeliśmy odgłosy od czasu do czasu spadających kropli deszczu. Chwilę później zabraliśmy się do składania sprzętu i postanowiliśmy pokręcić się po Zakopanem. Była godzina 17, a my nie wiadomo kiedy znaleźliśmy się na drodze do Morskiego Oka. Im wjeżdżaliśmy wyżej tym pogoda stawała się gorsza, a temperatura niższa. Jednak gorącym chłopakom mieszkającym na Podlasiu, gdzie przez 8 miesięcy w roku słupek rtęci pokazuje -20 stopni taki stan rzeczy wcale nie przeszkadzał.SAMSUNG CSCByliśmy nieco zaskoczeni faktem, że 9 kilometrów przed Morskim Okiem mieliśmy zostawić rowery i pójść pieszo. Pokonanie tego dystansu w jedną stronę zajmuje 2 godziny. Gdybyśmy zdecydowali się na ten krok do Zakopanego wrócilibyśmy może o 23. Zawrócić też za bardzo nie wypadało, dlatego postanowiliśmy pomimo zakazów ruszyć w górę rowerami. Na szczęście nie napotykaliśmy panów od mandatów i naszym oczom ukazało się zamarznięte Morskie Oko.

SAMSUNG CSCWarunki atmosferyczne w drodze na dół były jeszcze bardziej hardcorowe. Opady deszczu z każdym przejechanym kilometrem robiły się większe.  spod kół były wyrzucane kilogramy błota wprost na moją twarz, ponieważ oszczędzając miejsce w kartonie nie zabrałem błotników ;). Pomimo tych wszystkich przeciwności dojechaliśmy w jednym kawałku do Zakopanego. Spożywanie czosnku wieczorem po przejazdach w trudnych warunkach stało się u nas tradycją, niejednokrotnie ten naturalny antybiotyk uratował nas przed przeziębieniem (tak wiem wiem, śmierdzi i może nie każdemu smakować, jednak w trasie zdrowie jest o wiele bardziej ważne od przyjemnego zapachu). Następnego dnia rano spakowaliśmy nasze rzeczy, zostawiliśmy kartony w naszym pensjonacie i ruszyliśmy w stronę Słowacji.

W stronę Żiliny:

Pogoda nie sprzyjała pokonywaniu kilometrów, my jednak postanowiliśmy ruszyć w drogę, ponieważ po pierwsze nie będzie przecież padać do końca życia, a po drugie nie przyjechaliśmy tu siedzieć pod parasolem i sączyć cały dzień browarki. Tego dnia nasz cel był zupełnie inny – dostanie się miasteczka Żilina, gdzie Kudłaty miał zioma. Mi osobiście pomysł oddalenia się od Tatr o 140 km po to żeby dać komuś szalik i napić się piwa tak sobie się podobał, jednak trzeba było tak ułożyć trasę, aby każdy był zadowolony. Droga do Żiliny wiodła wzdłuż rzeki Orawa, zatem po drodze nie brakowało pięknych widoków.

SAMSUNG CSCPo dotarciu na miejsce i poznaniu Brania – słowackiego zioma nie było tak źle jak wyobrażałem to sobie na początku. Dobrze jest znać kogoś  w obcym mieście, Branio  znał  miasto i pokazał nam gdzie można znaleźć dobry i tani nocleg oraz zjeść najbardziej wypasioną pizzę. Branio dobrze mówił po polsku, a nam język słowacki bardzo przypadł do gustu. Nie dość, że jest wiele podobnych słów, to niektóre są całkiem zabawne i tak np. wieczór kawalerski po słowacku to „rozluczka ze svobodą ;)”. Następnego dnia ustaliliśmy, że aby zaoszczędzić trochę czasu w stronę Tatr wrócimy pociągiem i z miasta Poprad pojedziemy w Tatry Niskie.

Tatry Niskie:

Kiedy opuszczaliśmy Żilinę, niebo powoli stawało się jaśniejsze i od czasu do czasu przez chmury przebijały się dające nadzieję promienie słońca. Może dziś pogoda pozwoli na jazdę w bardziej przyjemnych warunkach i zrobienie kilku fotek oświetlonego słońcem krajobrazu? Im bliżej było do Popradu tym niebo robiło się ciemniejsze, a ja powoli traciłem wiarę w to, że będzie inaczej. W Popradzie zrobiliśmy niewielkie zakupy na drogę: pasztet, konserwa, chleb i po słowackim piwie. Stamtąd ruszyliśmy w stronę wioseczki Spisske Bystre. Najwidoczniej ciemne chmury bardzo upodobały sobie rejon Tatr Wysokich, ponieważ wraz z tym jak zbliżaliśmy się w stronę Tatr Niskich niebo robiło się jaśniejsze. W tym rejonie również nie zabrakło kilku ciekawych podjazdów, niektóre z nich były wystarczająco strome, aby poczuć ogień w udach i nieco się napracować żeby znaleźć się na górze.

SAMSUNG CSCDalsza droga w stronę Liptowskiego Mikułaszu prowadziła wzdłuż rzeki Czarny Wag. Poza cieszącymi oczy widokami czuliśmy świeży oraz intensywny zapach iglastego lasu, a wszystko to działo się przy towarzyszącym nas szumie wody dochodzącego z górskiej rzeki. Po drodze zatrzymaliśmy się w  idealnym miejscu, żeby wpałaszować pasztet z chlebem oraz uzupełnić braki w płynach.

SAMSUNG CSCPrzejeżdżając przez Kralo’va Lehotę przy karczmie nieopodal drogi zauważyliśmy kilka stojących rowerów górskich. Pomyśleliśmy, że zrobimy tam przerwę a lokalnych górali zapytamy o miejsca warte odwiedzenia. Grupą rowerzystów byli słowaccy downhillowcy dobrze znający te tereny.

SAMSUNG CSCZ rozmowy wynikło, że pomimo zakazów bez problemu możemy pobiwakować sobie przy zbiorniku elektrowni wodnej znajdującym się na wysokości 1179 m. Następnego dnia miała być ładna pogoda  więc pomyślałem, że będzie to kapitalna okazja do uchwycenia wschodzącego nad Tatrami słońca.  Do podnóża górki dzieliło nas kilka kilometrów, następnie czekał nas dość stromy 10cio kilometrowy podjazd na szczyt. Muszę przyznać, iż na koniec dnia dał nam on nieco popalić, jednak widoki które zobaczyliśmy rano w 100% zrekompensowały trud i wysiłek dostania się na górę. Dzień przywitał nas chmurzącym się niebem i śpiewem setek ptaków, które wraz ze świtem rozpoczęły swój magiczny koncert.

SAMSUNG CSC

Liptowski Mikułasz i początek Tatr Wysokich:

Po pobudce o godzinie 5:00 i szybkim spakowaniu obozu w ucieczce przed zbliżającymi się ciemnymi chmurami czekał nas kilkukilometrowy zjazd w dół. W początkowym etapie sunęliśmy po asfalcie, a następnie odbiliśmy z głównej drogi na leśną szutrówkę. Odcinki takie mają swój osobliwy urok, po bokach drogi mijamy dziesiątki powalonych przez silne wiatry drzew, malutkie strumyczki, a jeśli szczęście dopiszę można zobaczyć też sarnę lub lisa. Po opuszczeniu leśnych odcinków wskoczyliśmy na asfalt i udaliśmy w stronę Liptowskiego Mikułaszu obok, którego znajduje się Liptowska Mara.

SAMSUNG CSCW miasteczku tym spędziliśmy nocleg i następnego dnia naszym celem było dostanie się jak najbliżej Tatr Wysokich. Początkowa stromizna nie była największa, jednak z upływem każdego kilometra zbliżaliśmy się do naprawdę agresywnego podjazdu. I tym razem po pokonaniu trudniejszych odcinków Tatry nagrodziły nas pięknymi widokami:

SAMSUNG CSCWodząc palcem po mapie natrafiliśmy na Ziarską Dolinę. Droga  prowadziła obok niewielkiej górskiej rzeczki, zatem była to opcja, którą obowiązkowo musieliśmy wypróbować. Zmierzaliśmy w górę przy szumie wody dobiegającym z rwącego górskiego potoku.

SAMSUNG CSCPo zjeździe w dół z Ziarskiej Doliny kierowaliśmy się na zachód w stronę miejscowości Podbańska. W pewnym momencie zgubiliśmy drogę i znaleźliśmy się na pieszym szlaku górskim, który niezbyt nadawał się do jazdy rowerem jednak nie oznaczało to, że nie da się przez niego przeprawić. Dość wąska ścieżka, liczne korzenie oraz strome zbocze nie zawsze umożliwiały jazdę.

SAMSUNG CSCTego dnia nijak nie mogliśmy trzymać się wyznaczonej trasy, zjechaliśmy nieco w dół i zamiast nocować w miejscowości Podbańska zatrzymaliśmy się w Przybylinie – niewielkich rozmiarów miasteczku posiadającym skromną bazę noclegową, jednak o tej porze roku nie było natłoku turystów znaleźliśmy nocleg w odpowiadającej nam cenie.Pogoda naprawdę zaczęła nam dopisywać, białe obłoki na niebie coraz bardziej ustępowały miejsca niebieskiemu niebu, a po naszej lewej stronie widoczne były białe, ośnieżone szczyty gór.

tatry wysokieZ każdym przejechanym kilometrem zbliżaliśmy się do polskiej granicy, a dobra pogoda pozwalała na ujrzenie malowniczych pejzaży, które na długo zostaną w naszej pamięci.
SAMSUNG CSC

 Podsumowanie trasy:

Dystans: 600 km
Czas jazdy: 38h
Drogi: w większości drogi asfaltowe o małym natężeniu ruchu

tatry


Kategorie: Trasy Długie

Tagi: ,

5 Komentarzy

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany