Rowerem przez Nepal – Annapurna Circuit i Thorong La

Sezon 2014 jest z pewnością przełomowym w mojej czteroletniej przygodzie z dwoma kółkami. Infekcja zwana cyklozą coraz bardziej atakuje me ciało i umysł przez co moja uwaga koncentruje się na  poszukiwaniu hardkorowych tras które dadzą mocno w kość. Podczas ich pokonywania krople potu kapią z nosa,  w nogach czuć potworny ogień, a w płucach brakuje powietrza, kiedy zostają resztki sił, a do celu jest jeszcze kawał drogi w głowie pojawia się pytanie – czy na pewno było mi to potrzebne? Odpowiedź znajdziecie w poniższej relacji z wyprawy, której celem był Annapurna Circuit i przełęcz Thorong znajdująca się na wysokości 5416 m n.p.m. Podróż, wraz z 10 osobami, rozpoczęliśmy w stolicy Nepalu – mieście Katmandu, którego historia sięga 723 roku.

Katmandu:

To co przykuwa naszą uwagę po kilkudziesięciu metrach przejechanych samochodem to prze ohydny smród spalin. Jadąc do hostelu co chwilę mija nas wiekowy TATA zostawiający chmurę gęstego czarnego dymu, który rozpływa się w powietrzu. Na drogach panuje chaos, początkowo trudno jest się przyzwyczaić do dźwięków setek klaksonów dobiegających ze wszystkich stron, jednak z upływem czasu udaje nam się wyróżnić ich dwa rodzaje: „pi pi” – uwaga jadę oraz „piiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii piiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii” – znaczy spie***aj z drogi. Na jednej z bardziej ruchliwych ulic udało nam się uchwycić nepalskiego Tom’a Cruise’a z Mission Impossible, który przeciskał się z niesamowitą zwinnością pomiędzy skuterami i samochodami.

SAMSUNG CSCPo godzinnej aklimatyzacyjnej przejażdżce docieramy do miejsca gdzie składamy rowery i planujemy szczegóły naszej wyprawy. Obiekt w którym spędziliśmy dwie noce oceniam, jak na tamtejsze realia,  na dobry, głównie z powodu europejskiego tronu oraz glazury w łazience. Dodatkowo w jadalni dostępne było WiFi. Po złożeniu rowerów pojechaliśmy załatwić formalności związane z uzyskaniem pozwolenia wejścia na szlak Annapurna Circuit (koszt ok. 40$ – płatne w lokalnych rupiach) – jadąc do Nepalu warto jest zabrać ze sobą przynajmniej 8 zdjęć – potrzebne będą nawet przy kupnie karty sim lokalnej sieci komórkowej.

Hostel Sparling TurtleDojeżdżamy na miejsce, gdzie dostajemy do wypełnienia dwa formularze – jeden dotyczy TIMS – Trekkers Information Management System – nazwa dość poważnie brzmi prawda? Jak się później okazało system opiera się na odnotowaniu  naszej obecności w zeszytach znajdujących się w punktach kontrolnych. Drugi formularz to pozwolenie na wejście na szlak. W sumie potrzebne były 4 zdjęcia. Niby wszystko było w absolutnym porządku, jednak kiedy przyjrzało się formularzowi, można było znaleźć jedną dziwną rzecz:

SAMSUNG CSC

Załatwienie pozwoleń poszło gładko i już po chwili mieliśmy w swoich rękach odpowiednie papiery – pozostało tylko dostać się na Thorong La. Po południu udaliśmy się na ostatnie zakupy przed wyprawą na których m. in.  kupiliśmy gaz turystyczny. Na szlaku ceny rosną wraz z wysokością, więc dobrze jest mieć alternatywę w postaci mobilnej kuchni. W ten sposób mogliśmy przygotować mega odżywcze zupki chińskie i zaoszczędzić kilka rupi, które później wydaliśmy na przepyszne Everesty ;). Będąc w Katmandu mieliśmy okazję spróbować specjałów serwowanych w lokalnych restauracjach. Wybór knajp był spory, praktycznie przy każdej ulicy można znaleźć niewielkie punkty w których podawano dania charakterystyczne dla tej części świata. W grupie prym wiodły: pierożki MoMo – nadziewane  kurczakiem, warzywami lub gotowanymi ziemniakami lub legendarny ChowMein – chiński makaron z warzywami. Od czasu do czasu można było trafić na nieco inne dania – poniższego nazwy akurat nie pamiętam, być może wygląda dość dziwnie, ale całkiem dobrze smakuje:

SAMSUNG CSCW Katmandu można również udać się na zakupy. W centrum miasta znajdziecie wiele sklepów turystycznych, które oferują ubrania lub śpiwory światowych marek za niewielkie pieniądze. Pozostaje tylko pytanie ile Goretexu jest w kurtce NorthFace’a za niecałe 200 zł lub spodniach za 80 zł? Stałem się posiadaczem tych rzeczy i za jakiś czas będę mógł podzielić się z wami moją opinią.

Ludzie i niższe partie Nepalu:

Przed tym jak dotarliśmy do docelowego szlaku przejechaliśmy dobrych kilkadziesiąt  kilometrów przez wioski, których nie było na mapie – naszym celem była miejscowość Gorkha. Mijając skupiska domów z każdej strony do naszych uszów dobiegało wołanie dzieci ” Namaste, Namaste!” co w dosłownym tłumaczeniu oznacza „Pokłon Tobie”, niektóre z dzieci składały też ręce jak do modlitwy i witały nas tym tradycyjnym powitaniem. Grupa rowerzystów przejeżdżająca obok nich musiała być niemałym wydarzeniem. W przeciwieństwie do marokańskich dzieciaków, te bardzo chętnie pozowały do zdjęć i z radością w oczach oglądały obraz wyświetlony na ekranie aparatu.

SAMSUNG CSC

Komunikacja z Nepalczykami w języku angielskim w większości przypadków nie stanowi problemu. Spora część napotkanych po drodze osób wystarczająco znała  język, aby udzielić podstawowych informacji. Ludzie są nastawieni bardzo pozytywnie i przyjacielsko, o czym mogliśmy się przekonać nocując w jednej z wiosek znajdującej się na drodze do Gorkhi. Dochodził już wieczór, grupa zaczynała chillować a ja odpaliłem muzykę w telefonie, żeby umilić ten wieczór. Nagle pojawiło się 2 czy 3 mieszkańców wsi z soundsystemem i zaczęli łączyć przewody – po chwili z głośników zaczęła płynąć nepalska muza. Trochę ryżówki, dobra nuta i na efekty   nie było trzeba długo  czekać:

Jadąc do Gorkhi mijamy charakterystyczne pola ryżowe, które z oddali wyglądają jak olbrzymie schody. Według mnie był to najsmaczniejszy ryż jaki jadłem do tej pory. Co więcej jedzenie w niekomercyjnych częściach Nepalu jest bardzo tanie – najtańszy ChowMein jaki udało nam się zamówić kosztował 40 ruli (1 USD = 96 NRS). Pomimo tego, iż nie ma tu wielkich luksusów ludzie wydają się być szczęśliwi, a czas płynie wolniej.

SAMSUNG CSC

Annapurna Circuit:

annapurna

 Z Gorkhi ruszyliśmy w stronę Besi Sahar – tym razem po asfaltowej drodze mieliśmy do przejechania 80 km. Na miejscu zameldowaliśmy się w pierwszym check poincie i mogliśmy udać się na początek szlaku. Droga biegła wzdłuż górskiego potoku, z oddali było słychać szum wody. Malownicze pejzaże w skład których wchodziły góry pokryte bezkresną zielenią, potężne wodospady, górskie rzeki wypełnione lazurową wodą oraz dochodzący z każdej strony śpiew ptaków wprawiał w zachwyt każdego z nas – czuliśmy, że znaleźliśmy się w wyjątkowym miejscu w którym widać wyraźnie przewagę siły natury nad człowiekiem.

SAMSUNG CSCJak bardzo jest silna i potężna mogliśmy się przekonać kilka kilometrów później, dotarliśmy do miejsca w którym osunęły się skały i droga została zablokowana. Musieliśmy zdjąć bagaż z rowerów i ostrożnie przeprawić się na drugą stronę. Na miejscu trwały prace mające na celu zabezpieczenie skał przed dalszym osuwaniem.

SAMSUNG CSCPoczątek trasy nie należał do najłatwiejszych, ale tak na prawdę był rozgrzewką przed tym co czekało na nas w wyższych partiach gór. Wprawdzie pedałowanie pod górę po kamienistej drodze, która czasami przypominała schody nie było prostym zadaniem, ale  Tlen którego było pod dostatkiem skutecznie dostarczał energii pracującym mięśniom. Prawdziwe wyzwanie miało zacząć się po przekroczeniu wysokości 3000 m n.p.m. Wraz ze wzrostem wysokości zmieniał się również otaczający nas krajobraz, bujna zieleń ustępowała miejsca gołym skałom.

SAMSUNG CSCWysokość na jakiej się znajdowaliśmy dało się odczuć pokonując z pozoru dość łatwe podjazdy. W pewnym momencie mięśnie na nogach robiły się tak twarde i obolałe jak w końcowych kilometrach pół maratonu, przystanek i za chwilę niespodziewanie dopada ogromna zadyszka – trzeba odczekać kilka chwil zanim ruszy się w dalszą drogę, a była to dopiero zapowiedź warunków panujących powyżej High Camp’u, do którego łatwo dotrzeć nie było,  ponieważ na odcinku 2 km należało pokonać 500 m przewyższenia.

SAMSUNG CSC

Na pokonanie tego fragmentu szlaku potrzebowaliśmy 2 godzin. Zanim jednak dotarliśmy do wspomnianego obozu mieliśmy okazję delektować się lokalnym piwem mając przed sobą jeden z najpiękniejszych widoków na trasie:

SAMSUNG CSC

SAMSUNG CSC

Droga od Hight Camp’u do przełęczy w dużej części była pokryta śniegiem, poruszanie się z rowerem po wąskich wydeptanych w białym puchu ścieżkach było momentami karkołomnym zadaniem, głównie ze względu na dość strome urwiska. Systematycznie, krok za krokiem, pokonywaliśmy kolejne metry odcinka dzielącego nas od upragnionego celu.

SAMSUNG CSC

Pomimo małej zawartości tlenu w powietrzu i ogólnego zmęczenia grupa dzielnie pruła na przód wznosząc się o kolejne metry ponad poziom morza.

SAMSUNG CSCPodsumowanie:

Z całą pewnością będę miło wspominał czas spędzony w Nepalu – smaczne jedzenie, mili ludzie oraz spektakularne widoki które utkwią w w pamięci na bardzo długo. Himalaje to przede wszystkim ogromny wysiłek i sprawdzian kondycji psychicznej i fizycznej – wysiłek bez którego te wszystkie widoki i miejsca nie miały by takiego samego uroku. Wracając do pytania czy było mi to potrzebne? Odpowiadam: pewnie, że było! Im bardziej się namorduję, żeby cokolwiek zobaczyć, tym znakomiciej to wszystko się prezentuje!

Dziękuję całej ekipie za dobry wyjazd:

Marcin W. Polak z niemieckim paszportem! – eins eins eins motivaztion!!!
Kosma S. – chomik o końskim udzie, molestator łańcuchów.
Ewa K. – conigdysięnienapiła – za to w górę i dół pędziła!
Artur T. – turbkorozkurwiator – lepiej nie denerwować.
Grzegorz P. – krzyczący po nocach – aaaaaaaaaa.
Bartosz S. – dalej dalej śmigło Gadżeta!
Tomasz K. – jak nie wypiję i nie zapalę to dalej nie jadę.
Tomasz W. – nie wiem co jem, ale fota musi być!
Krystian T. – lekarz z głową w chmurach.
Michał P. – nieco powolny, ale mega wytrwały

Organizacja: United-Cyclists


Kategorie: Trasy Długie

Tagi:

3 Komentarzy

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany